Przejdź do głównej zawartości

Things are getting worse. Please send chocolate.

Nie chce mi się gadać. Jeżeli ma się zły dzień, powinno z urzędu dostawać się wolne. Powinny być specjalne rezerwaty dla ludzi, w których można byłoby się zamknąć i świat by nie przeszkadzał.

Jeżeli ma się zły dzień, ludzie powinni po prostu Cię omijać, nie zawracać dupy, wykonywać rozkazy posłusznie lub po cichu przynosić trybuty i oddalać się niepostrzeżenie. I żeby tak nie trzeba było wyjaśniać, usprawiedliwiać się, przepraszać i w ogóle. Chodzić z tabliczką "Dzień jeża, zostawić w spokoju"*.Ha! BARDZO powstrzymałam się od przekleństw. Pierwotnie tabliczka brzmiała "Wy..." Ha! Teraz to już zasługuję na nagrodę.

Mieć czas na pomalowanie pazurów. Albo i nie. Do pogapienia się w okno. Albo i nie.

Tak czasem po prostu bywa. Że nie chce się gadać, robić, starać. Kiedy wszystko jest w porządku i nie ma na co zwalić winy, też masz prawo do nie bycia duszą towarzystwa, wiecznie uśmiechniętą i chętną do pomocy. Musisz tylko pamiętać, by nie wychodzić do ludzi. Masz prawo do swojego dnia - nie masz jednak prawa zarażać nim innych.

Btw. wiecie, że moja twarz bez zacieszu to naprawdę paskudna morda?

Nagrywałam się ostatnio dla własnej potrzeby - przepraszam z góry za wulgaryzmy, ale nic innego nie może tego lepiej podsumować - no ja jebie. Mam ryj jak zawodowy morderca nowonarodzonych szynszyli. Niniejszym oznajmiam konkurs na poetyckie określenie niepowtarzalności mojej facjaty. Do wygrania kubek.

Żeby jednak nie być posądzona o posiadanie jakiś ludzkich uczuć i uznanie mnie za miętkie masło powiem - mój dzień jeża sponsorowany jest obejrzeniem "Gry Endera". Filmu, który tak spłycił książkę, która miała znaczący wpływ na moje ukształtowanie, że potencjalny odbiorca wyjdzie z seansu przekonany, iż Hugo i Nebulę dają za efekty specjalne. Coś we mnie umarło.

Anyway, żyję, chodzę, wciąż jestem głównym rozdziałem podręcznika na temat narcyzmu. Mam rozkoszne różowe skarpetki i równie różowe spodnie dresowe, w których moja pupa wygląda na dużą, płaską i obwisłą jednocześnie. Bladość mojej cery sugeruje zaawansowane studium rozkładu pośmiertnego, a jakość owłosienia porównywalna jest do atrakcyjności mokrego yorka. Ha. Nikt mnie dzisiaj nie zobaczy!* *oprócz człowieka dowożącego pizzę. Przepraszam. Dam ci napiwek.



Czas: do 60 minut

Ćwiczenia:
1. Swing 1h (jednorącz, nie godzinny ;)
2. Highpull
3. Snatch
4. Squat
5. Drabina PowerCombo: Swing - Highpull - Snatch - do Clean - Squat


Twoja rozpiska:
Zrób rozgrzewkę. Wydaje mi się, że często ściemniasz. A. I nie przesadzaj. WOD Meltdown to nie rozgrzewka do tego treningu.
Po rozgrzewce wykonaj po 5 powtórzeń każdego ćwiczenia na stronę. Jeżeli czujesz się już rozgrzana - przejdź do drabiny.
Ile razy masz zrobić drabinę? Możesz raz na stronę. Możesz dwa. Sugeruję by nie wychodzić powyżej 3.

Zielona: 8kg
Pomarańczowa: 12kg
Czerwona: 16kg (myślę, że 20kg też da radę, ale nie sprawdzałam)

Komentarze

  1. Więc i Ciebie też dopadło ?? Od rana mam takie stworzenie marudzące w domu.O dziwo nie ja.O dziwo nie Stary,a syn.Jedenastoletni.Dramat.Matka najgorszy wróg.Bruce Lee nie zachwyca już tak jak wczoraj.Obiad średni.Zbędne komentarze.Współczuję sobie.współczuję Wam ;) Zapakowałam Młodego do wyra,wcisnęłam prawie do ust ciastko truskawkowe,zamknęłam drzwi od pokoju ... i mam spokój.Do jutra ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest sobie taka pani Kasia, menadżerka w lodziarni, która uśmiechem rozjaśnia dzień, za to jeśli się nie uśmiecha... to wygląda na prawdziwą zołzę. I to mój facet stwierdził. :) Nie jesteś jedyna! :D
    Za to masz właściwe wyczucie treningu- już miałam spamować mantrą: "Dawaj trening! Dawaj trening!" KETTLE W GÓRĘ!

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tą czekoladą to tak na serio? ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. TY! Z DALEKA ODE MNIE Z TĄ TWOJĄ OBRZYDLIWIE PRZEPYSZNĄ CZEKOLADĄ!

    OdpowiedzUsuń
  5. ~odciskaczpalców3 listopada 2013 20:17

    I mnie dopadło. Zjadłam tyle słodkiego, że jutro będę mieć kaca pocukrowego. Trudno najwyżej trening nie będzie chwilą przyjemności.
    Mam podejrzenia, że to tak zwana meteopatia, która podobno nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze byłem marny z pocieszania, a i do duszy coś się zawsze przyklei w taki dzień jak psie gówno do buta. Ni to czyścić, ni udawać, że nie ma (samo zejdzie - rozchodzi się). Można iść do jakiegoś urzędu i wytrzeć buciki we wykładzinę, ale jak na złość niedziela i... Ale i dusza nie but, o byle wycieraczkę nie wytrzesz.

    Pobiegłem poćwiczyć i wróciłem biegiem już poćwiczony. I już jakby lepiej. Chyba jednak źle znoszę odwożenie dzieciaków do ich matki...

    Ale, ale... Mam w robocie wyjątkowego ucznia. Radka. Chłopak przy porodzie przeszedł porażenie mózgowe i nigdy (o ile naukowcy się nie napną) nie będzie sprawny fizycznie. Mieszka na samym końcu świata i jeżdżę do niego 20 km z hakiem, ale zawsze wita mnie uśmiechem i dobrym samopoczuciem. A ma w sobie tyle tej radości, że powinni go włączyć do krajowego systemu zasilania w energię. Zawsze jak mi coś w duszy strzyka, pobolewa mentalnie albo łapią mnie skurcze filozoficzno-moralne, tudzież ciężkostrawna rzeczywistość odbija się zatęchłą przeszłością - przypominam sobie jego śmiech. Jak ja - stary, zdrowy (na ciele) koń - wytłumaczyłbym temu chłopakowi swoje chandry i życiowe zakręty? Chyba spaliłbym się ze wstydu, że w ogóle nad sobą ubolewam :-) Tak jakoś sobie radzę :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. ;-) ..od razu przypomniało mi moje pytanie o 1h :-P

    OdpowiedzUsuń
  8. Maciek - dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
  9. jestes idealna - wysportowana i waleczna, wygadana jak widzę i do tego piękne ciało uzupełnia śliczna buzia :-)
    mogłbym się zakochać serio :P podziwiam i zazdroszczę Twojemu chłopakowi! niech szanuje i dba!

    A sylwetki Ci zazdroszczę - jestem facetem i tak zazdroszczę ponieważ pomimo wielu starań (zrzucilem już ponad 10 kg z 2 - 3 lata temu) nie mogę uzyskać takiego efektu :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę