Przejdź do głównej zawartości

Jak zniesiesz jajko, to gdacz.

Domeną Polaków jest, by chwalić się swoimi porażkami, przeżywać je publicznie, obnosić się, szukać wsparcia i zrozumienia. Sukcesy trwają krótko i nikt o nich nie pamięta, za to żałoby narodowe.. hoho! Wręcz w złym tonie jest chodzić napuszonym własnymi osiągnięciami i standardem by je w sposób chwytliwy pomniejszać. Teraz więc będę gdakać.

W roku 2013 byłam dwa razy na głównej Onetu, dostałam się do kategorii "Znani blogują", obroniłam tytuł magistra architektury, zrealizowałam projekt Iron Church i prawie mi się udało go dokończyć - a kto był, to wie ILE PRACY i pieniędzy mnie to kosztowało!, otworzyłam zajęcia Pole Dance i umiem wisieć głową w dół, przeżyłam Spartan Race Beast, poprowadziłam dwudniowe seminarium kettlebell w Gdańsku, nakręciłam kilka oscarowych odcinków, a średnia wyświetleń bloga PW to 1500 odsłon w tydzień.

Z treningowych sukcesów: zrobiłam TGU 24kg, Snatch Test w 4:02 (większym ciężarem niż moja kategoria wagowa!) wycisnęłam w Military Press 16kg na obie ręce, podciągnęłam się z 12kg. W 2014 planuję dostać się do Top Team Ladies co oznacza, iż muszę zrobić 200 snatchy 16kg w 10 minut, podciągnąć się z 18kg i zrobić Press'a 18kg (bo raczej nie schudnę). Zapowiada się pracowity rok!

Mówi się, że Polak to najgorszy z psów ogrodnika, gdyż nie tylko innemu nie da, samemu nie weźmie, ale i drugiemu obrzydzi. True story. Możesz więc teraz popowątpiewać w istotność i wagę tych moich "sukcesów" jeżeli będzie Ci lepiej od tego.

Przechodząc jednak do sedna wywodu: w tym roku bardzo dużo trenowałam*.* I nie mówię tu o ciele, choć treningi 6 dni w tygodniu to mój osobisty rekord. Niestety, nie mówię też o próbach opanowania wulgarnego, acz bardzo emocjonalnego, języka.

Trenowałam szczerą radość z sukcesów innych.

Mogę pochwalić się więc, że przychodzi mi to coraz łatwiej. Wciąż wkurza/boli/irytuje, gdy moje własne sukcesy bledną w świetle cudzej zajebistości, ale powoli coraz szybciej odbijam się od dna, na które ciągnie narodowa mentalność. To chyba naprawdę sukces. I receptę podaję poniżej:

Kiedy komuś z łatwością przychodzi to, na co Ty ciężko pracujesz - wrzaśnij sobie, poprzeklinaj, jebnij w coś. Wyrzuć z siebie frustrację i jej nie hoduj. Nie gromadź. Nie cedź słów, po prostu jedź do lasu i wykrzycz swoją złość. Są lepsze rzeczy do pielęgnowania. Z czasem zdziwisz się, że zacznie to spływać po tobie jak deszcz po kaczce. Owszem, przez chwilę będziesz mokra - ale wyschniesz szybko. Będziesz mogła dalej pracować i funkcjonować jako istota nie przywiązana do własnej nienawiści.

Jeżeli stawiasz sobie poprzeczkę wysoko, otoczenie może reagować na Ciebie z niechęcią. Twój brak umiejętności cieszenia się własnymi sukcesami, będzie irytował. Nie martw się jednak - Twoja umiejętność cieszenia się własnymi sukcesami - również. Fakt jednak, że potrafisz docenić sama siebie, widzieć postęp jaki zrobiłaś choćby nie wiem jaki tyci był, czerpać radość z własnych i cudzych dokonań - ulepi z Ciebie lepszego człowieka.

Walić "Szczęśliwego Nowego Roku". Jeżeli więc mam czegoś Ci życzyć, to tego:
1. Przestań nienawidzić własnego ciała i katować je treningami. Ciało to wspaniała maszyna, nie możesz ciągle chodzić obolała, zmęczona lub głodna, gdyż zacznie Cię ono zawodzić. Błędne koło i kwadratura koła.
2. Zauważaj swoje postępy. Notuj, kreśl, testuj, czytaj, mierz. Jeżeli nie umiesz być obiektywna, znajdź przyjaciółkę, która będzie to robić za Ciebie i dla Ciebie.
3. Twoje życie jest głównie pod Twoją kontrolą. Ucz się to rozumieć i nad tym panować.
4. Jeżeli ktoś ma z Tobą problem - to jest jego problem. Jeżeli Ty masz ze sobą problem, to może problemem nie jest problem, a Twoje nastawienie do problemu.
5. Zawyż średnią krajową czytelnictwa w nowym roku i przeczytaj Pollyannę. Jest krótka, jest prosta, jest ważna.

Dla stałych czytelniczek (i czytelników) zdjęcie poniżej. Motywowaliście mnie bardzo, trenowałam bardzo, wyszło mi nie bardzo. A raczej nie do końca. Cel niewypełniony nie jest jednak celem straconym - czasem najlepszą nauczką może być, nauczenie się, iż pewne rzeczy wymagają więcej czasu pomimo wielu chęci i starań. To nie porażka. To drugie terminy!

Komentarze

  1. 1. katować się nie katuję, ale z miłością własną nie jest najlepiej,
    2. niby jakieś są ale jak się porównam... wiem nie powinienem,
    3. nie jest to łatwe ale się staram,
    4. to jest jeszcze trudniejsze,
    5. zawyżam regularnie od dawna, ale Pollyanny jeszcze nie czytałem (cel na 2014?!)
    Tobie życzę tylko jednego: wytrwałości w tym co robisz i pokazujesz na swoim blogu! Dzięki za dotychczasowe wpisy i pamiętaj: Jesteś nam potrzebna!
    PS. jakbyście kiedyś razem napisali podręcznik motywacyjny (tzn. Ange, Snajperka i Maciej) to kupuję w ciemno! Świetnie się Was czyta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo spokoju życzę w nowym roku.

    Dochodzę do wniosku, że to właśnie spokój stanowi ostateczną instancję naszych pojedynków ze światem, ciałem i wszelkimi szatanami. Gdy tracisz cokolwiek ważnego w życiu, nagle okazuje się, że tracisz razem z tym czymś spokój.

    Dlatego życzę Ci właśnie spokoju. I siły. Bo tacy ludzie, jak Ty, potrzebują siły do osiągnięcia spokoju. Słabość to niepokój - wszystko co złe to słabość. Z niej wynika całe zło tego świata.

    Bredzę trochę, ale mam za sobą solidny (oj solidny) trening i czekam z Młodym na magiczną godzinę, żeby zamienić osiedlę w cuchnące siarką piekło blasków i huku :-)

    I tak sobie siedzimy: ojciec i syn :-) Czekamy na petardy i... chyba jest nam dobrze :-)

    Jeszcze raz wszystkiego co najlepsze :-)

    A najlepszy i tak jest Bułhakow
    „– On przeczytał utwór Mistrza – zaczął mówić Mateusz Lewita – i prosi cię, abyś zabrał Mistrza do siebie i w nagrodę obdarzył go spokojem. Czyż trudno ci to uczynić, duchu zła? – Nic dla mnie nie jest trudne – odpowiedział Woland – i ty o tym dobrze wiesz. – Milczał przez chwilę, po czym dodał: – A dlaczego nie weźmiecie go do siebie, w światłość? – On nie zasłużył na światłość, on zasłużył na spokój – ze smutkiem powiedział Lewita...”

    Zaczynamy pakować zapałki. "O żniwa, żniwa huku i blasków" :-)

    Trzymaj się. A szpagat piękny :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję że jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku, spełnienia marzeń! I tych oczywistych i tych najbardziej skrytych :D
    Fajnie że jesteś :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że umiejętność cieszenia się z sukcesów/szczęścia/zalet innych ludzi jest dobrą miarą WŁASNEGO poczucia wartości własnej. Ludzie najbardziej zawistni to z reguły ludzie niedowartościowani i nieszczęśliwi. Polyannę przeczytałam - i jakoś nie przemawia do mnie jej naiwny optymizm.
    "jeżeli ktoś ma z Tobą problem - to jest JEGO problem." No, tak. Świetna maksyma... szczególnie dla egocentryków i różnego rodzaju dewiantów. "Żona/mąż/przyjaciółka/szef SIĘ MNIE CZEPIA! Ja jestem OK - ja ZAWSZE jestem OK - to ONI mają problem, nie ja!":)

    OdpowiedzUsuń
  6. z tym problemem to wyjaśniam - masa ludzi jest sterroryzowana przez opinię innych i marnuje potencjał życiowy na strachu prze podążaniem własną ścieżką. Egocentrykom i dewiantom nie trzeba takich rzeczy przypominać ;]

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę