Przejdź do głównej zawartości

Cofaj się tylko po to, by wziąć rozpęd.

Peterowi Lakatos, szefowi wyszkolenia Strong First na Europę chyba można zaufać jeżeli chodzi o trening kettlebell, nie? Dlatego nie musisz wierzyć mi, małej szarej gwiazdeczce podrzędnego bloga traktującego głównie o tym, co robić by móc JEŚĆ i nie tyć, i jeszcze żeby plecy nie bolały. Możesz zaufać jemu. A cóż on takiego mówi, co ciężko wtłoczyć do łbów większości entuzjastów sportu?

Tiredness is not the goal of the training - but the side product. Intensity is a tool, just like the weight, exercise, speed, ROM, load or volume - there are a lot more component than intensity alone.

Dla tych co nipanimaju, w skrócie: zmęczenie nie jest celem treningu, jest jego efektem ubocznym. Intensywność w treningu jest jednym z wielu narzędzi.

Jeżeli więc trenujesz tylko po to by móc zahaftować na koszulkę, lub dobry trening rozpoznajesz po ilości potu jaką wyciskasz z ubrania i butów - muszę Cię zmartwić. Jesteś w lesie. Jest ciemno. Zaczyna być coraz zimniej. Wilki wyją. W końcu coś Cię zeżre i wypluje.



Zanim przyjdzie Ci do głowy, że może jęczę jak nienaoliwione drzwi, przedstawię Ci suche fakty. Robiąc rok temu trzy treningi godzinne w tygodniu, byłam jak młoda pantera na tropie tłustych antylop. Szybka, silna, głodna treningu. Nie do zajechania ciężarami poniżej 16kg. Od pół roku trenuję dziesięć do dwunastu treningów godzinnych w tygodniu. I wiesz co? Ślepa i spasiona antylopa na trzech raciczkach, wołając "wąchaj kurz! kurz wąchaj!", by mnie przegoniła. Poważnie. Wciąż idę chętnie na trening, ale widzę jak moja forma pikuje. Tak, życie chłoszcze. Młodość jeszcze wiele wybacza, ale ta młodość ma krótki termin przydatności.

Wciąż widzę wpisy o tym ile milionów ćwiczeń kto nie zrobił, komentarze prywatne "dzięki! prawie umarłam na treningu!", zachwyty nad workoutami które mają tyle sensu co biegi po górach z plecakiem pełnym cegieł. NIE DAJ SIĘ WPĘDZIĆ W LICYTACJĘ KTO WIĘCEJ I BARDZIEJ ĆWICZY. Wierz mi, to nie działa tak prosto, że byłabyś lepsza, gdybyś zmusiła się do tego i tamtego. Motywacja do treningów jest bardzo ważna, ale łatwo zabić przyjemność poczuciem winy. Zawsze gdzieś będzie ktoś, kto robi coś więcej/lepiej/szybciej/dłużej. Zawsze.

Doceniaj to, że ktoś inny martwi się o rozpiskę Twoich treningów, ale i patrz INDYWIDUALNIE na siebie. Nie poprzez pryzmat koleżanki. Owszem, czasem potrzeba Ci kopa w dupę by wziąć większy ciężar, by docisnąć to jedno powtórzenie. Ale to Ty znasz siebie najlepiej. Zawsze rób na swoje 100%, nie na czyjeś.

Z nostalgią wspominam swoje pierwsze treningi na sali pełnej pierdzących ogrów brzydzących się podskokami i wymachiwaniem. Z tej to też okazji postanowiłam zamieścić trening, po którym nie będziesz się czołgała dysząc o litość. Po którym prawdopodobnie nic nie będzie Cię bolało. Trening, którego nie da rady zrobić Twoja nieruchawa koleżanka, która może jeść wszystko a i tak świetnie wygląda.

Trening to nie kara za zjedzone pączki. Trening to droga do bycia silnym, do bycia coraz lepszym.



Czas: dowolnie

Ćwiczenia wersja ADVANCED:
1. Press + goblet squat 1x2
2. Press + goblet squat + press w goblet squat 1+1x2
= całość x3
3. Pompka tricepsowa 5x3

Dwie do trzech serii.

Ćwiczenia wersja ADEPT:
1. Military press: 1x2, 2x2, 3x2, 4x2, 5x2
2. Goblet squat: 1, 2, 3, 4, 5 - x 3
3. Pompka zwykła 5x2
4. Pompka tricepsowa 5x1

Dwie do trzech serii.

Twoja rozpiska:
Teraz wiesz, czemu ten jeden lekki kettlebell nigdy nie będzie Ci zbędny. Fajnie jest skakać po ciężarach i móc ciągle dokupować nowe, jednak jeszcze fajniej móc wykorzystywać stare zabawki w nowych treningach. Żałuj pieniądze na nową bluzkę, a nie na sprzęt.

Na 80% nie uda Ci się zrobić głębokiego przysiadu z kettlem nad głową - bez przekroczenia kolanami linii palców. Jasne. Dlatego do tego ćwiczenia masz mieć zdrowe kolana, i dlatego masz wykonywać tylko jedno powtórzenie przysiadu w serii. Pamiętaj, że nie podnosisz traktora.

Zielona: Weź 8kg do treningu ADEPT. Ogranicz military press do 3 powtórzeń, zamiast robić do 5.

Pomarańczowa: Weź 8/12kg do treningu ADEPT.

Czerwona: Jak dopasować ciężar do poziomu ADVANCED? Musisz znać swój MAX w zwykłym military pressie. Podziel to na pół i dorzuć 2-3kg. Przykład: mój max press to 19kg, dlatego do treningu użyłam 12kg. (Dla Panów liczymy tak samo. Czyli ok.60% maxa)

Enjoy!


A dla tych co nie wierzą, że umiem mówić bez TSS TSS TSS, i że rano wyglądam tak jak się czuję - czyli jak coś co się zeskrobuje z torów po teżewe (i dlatego nie można do mnie dzwonić przed godziną 11stą): wywiad. Nie o kulkach, ale i tak posłuchajcie. O tym, że idziemy na żywo dowiedziałam się na 20 sekund przed wejściem na antenę. O tym, że kamera jest włączona - po. Stąd też moje namiętne wiercenie. O hemoroidach nic nie wiem.

Komentarze

  1. Wiem, że z mojej klawiatury zabrzmi to mało wiarygodnie, ale spróbuję:
    ekhem... masz ode mnie wirtualnego przytulasa i 'kop-w-dup' na szczęście. Trzymaj się! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To że DajeszOjciec Ciebie czytuje nie ulega wątpliwości. Ale czy Ty czytujesz DajeszOjca? Bo zauważam zbieżność w czasie niektórych tematów (trening zindywidualizowany, nie do upadłego, yebać rekordy itp).
    A może to jakiś nowy trend? Byle tylko mój osobisty trener Was nie czytał bo zamiast sylwetki a'la Młody Bóg na plaży czy tam w piaskownicy z juniorem będę wyglądał na podtatusiałego starego pasa ;).
    Just kidding. Święta prawda z tą intensywnością, dobieraniem środków, odpoczynkiem i przede wszystkim czerpaniem radości z treningu!

    OdpowiedzUsuń
  3. great minds think alike? ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden z najmądrzejszych, najładniej napisanych (dowcip, frazy) i najciekawszych wpisów jakie ostatnio czytałem. W zasadzie rozważam zrobienie sobie tatuażu, z którymś akapitem - bo mądrość objawiona w najczystszej postaci.

    OdpowiedzUsuń
  5. He he... coś w tym jest, bo przeczytawszy ten wpis musiałem powstrzymać się z publikacją swojego, który... jest na bardzo zbliżony temat.
    Nie, to nie jest spisek, choć może na taki wyglądać ;)

    Co się zaś tyczy zarzynania na treningu - jest w tym jakiś niesamowity urok, takie ocieranie się o własną granicę, gdy nie wiesz, czy się zaraz nie porzygasz, trzęsie cię jak w delirce. To jest zresztą to, co ludzi w pierwszym kontakcie z crossFitem urzeka - wydaje ci się, że masz formę, że jesteś gość - a tu nagle okazuje się, że sama rozgrzewka doprowadza cię do stanu przedzawałowego. To jest jak sport ekstremalny co drugi dzień, mega uzależniające.

    Niestety, jest to też droga donikąd (co najwyżej do kontuzji). Zarzynanie się nie podnosi siły, tylko z niej wyżyma. CO z tego, że zrobię mega WODa, czy pobiegnę półmaraton w upał powyżej 30 stopni, skoro potem przez kilka dni dochodzę do siebie? Że zamiast dać organizmowi impuls do rozwoju i adaptacji doprowadzę go na skraj wycieńczenia?

    Nie opłaca się dawać po bandzie - to jest cofanie się w rozwoju (sportowym) i proszenie się o guza.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdybyś w Press'ach potrafił wywierać taką presję jak na mnie, to byłbyś polskim Olivierem Quinn!

    OdpowiedzUsuń
  7. Utrzymanie jakości wymaga czujności :-) Między wierszami błyska pazur intelektu, pewności siebie i siły. To chyba najlepszy przepis na żywe słowo. No i widać, po prostu widać, że Autorka tych wpisów czyta książki. Stylu nie można się nauczyć. Styl się ma, albo nie :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale słodzi, ale słodzi..!!
    Trzymaj kurs!

    OdpowiedzUsuń
  9. no... to ja się właśnie cofam mam wrażenie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę