Przejdź do głównej zawartości

Mam silną wolę - robi ze mną, to co chce.

Odkąd pamiętam, w życiu za każdym razem trafia mi się większy przeciwnik. Ale może po prostu nie ma łatwych challenge'y, gdy jesteś arogancką dziewczynką z 158cm wzrostu o niewyparzonym języku.

Obóz Krav Maga, Szklarska Poręba, 2005r.



Ty też walczysz całe życie. I nawet jeżeli dostajesz przeciwnika na miarę swoich możliwości, życie nie staje się łatwiejsze. A wygrana nie wystarcza na długie, szczęśliwe życie. Po chwili wytchnienia, znowu musisz się szarpać.

Obóz Krav Maga, Szklarska Poręba, 2007r. To moje ulubione, obciachowe, zdjęcie


Mogłabym pozaciemniać o sensie życia. Ale jako, iż moje problemy z histaminą sięgają już ponad 25% mojego ciała, jestem zbyt rozdrażniona, by bawić się w subtelną sztukę uwodzenia czytelnika. Trzeci rodzaj tabletek również nie pomaga i zastanawiam się coraz poważniej nad oskórowaniem.

Z przyczyn technicznych, duże wagi w treningu mnie przerosły (mam na myśli powyżej 20kg) i musiałam przeprosić się z małymi.

Wrażenie takie, jak gdybym zaczynała przygodę z kettlebell od początku. Restart sponsorowany przez rurę oczywiście, która znowu zablokowała mi dynamikę bioder i przerzuciła siłę na prawą stronę. Początkowo złość i niedowierzanie, urażona duma i nadszarpnięta ambicja. Ale problemem nie jest problem, tylko moje do niego podejście - WHO CARES? Korona mi spadła? Klub zamknęli?

Przynajmniej nie zaczynam w ostrym bólu. Nie zaczynam na ślepo, nie wierząc czy mnie to nie dobije i nie przykuje do wózka inwalidzkiego. WTEDY to był przeciwnik - teraz to tylko dziura w asfalcie.

Będąc więc z natury sentymentalną osobą... Ah, pierdolić to. Dobrze wiesz, że nie z każdej potyczki wychodzi się silniejszym, że nie wszystko co Cię nie zabije to Cię wzmocni. Ale ze wszystkiego da się wyciągnąć nauczkę i być o ciut mądrzejszą osobą.

Masz problem by zacząć trenować? Chcesz, ale ciągle tylko się "czaisz"?


Już powinieneś przeskakiwać na większe wagi, ale wciąż to się nie dzieje?


Nie schudłaś jeszcze tak jak to sobie wyobrażałaś i zaczyna męczyć Cię wrażenie porażki?


Zauważ, że czas ciągle mija. Nie rozdrabniaj się, nie możesz robić wszystkiego jednocześnie. Zdecyduj o swoich priorytetach, rozlicz się obiektywnie z podejmowanych czynności. Początkujący w każdej dziedzinie, mają szybko-i-od-razu. Ale to nie początkujący są największą motywacją, medalem na olimpiadzie czy bohaterem we własnym domu.

Czy masz swój szczyt formy, chwilowy kryzys czy jakieś poważniejsze załamanie na tle innym niż sportowe - to minie, poradzisz sobie. Radziłeś i radziłaś sobie z większymi i brzydszymi demonami. Jest sens w tym co robisz, możesz to zmienić i z perspektywy ocenić własne życie - bądź swoim szefem.

Tylko pamiętaj, na spotkanie z szefem nikt nie powinien się spóźniać. Idź na trening i czerp z niego przyjemność.

.....tu normalnie byłby trening, ale jako iż zaczynam przypominać trochę ghoula i naprawdę nie chcę tym epatować, będziecie musieli ułożyć coś swojego, lub poszperać wśród tych ponad stu odcinków jakie dla Was nakręciłam. Przy okazji - proszę, nie proście mnie mailowo, by ułożyć Wam program z numerami treningów. Od tego jest PowerWorkout Premium, które wciąż możecie nabyć o tutaj: SKLEP na maila



A żeby nie było tak szaro i smutno, postanowiłam wkleić jednego z maili od Was. Zawsze ciężko mi było ugryźć temat Testimonial'sów, ale chyba się przełamię. Oto pierwszy, z powodu mojego lenistwa - również najnowszy!



P.S. Fajnie takie rzeczy dostawać, nie? Człowiekowi lżejsze kettle się potem wydają.

Komentarze

  1. "Bądź swoim szefem". Otóż to :)
    Psst.. Mam prośbę o ukrycie adresu mejlowego na zielonym pasku ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobne fotki z pierwszego seminarium Systemy- wyglądam, jakbym się czegoś panicznie bała... Później się okazało, że tzw. gimnastyka specjalna jest dużo łatwiejsza niż ta akrobatyczna, do której się zraziłam na wf-ach. I nie było czego się bać. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. obciachowe zdjęcia super. i naprawdę z własnej woli wybrałaś blond ? ;) nie, to, że teraz jest nieładnie, bo ładnie, ale serio ? :P

    OdpowiedzUsuń
  4. ajm so sori!!!
    blondynka. bardzo się spieszyłam na spotkanie z szefową ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, dużo bardziej jestem widoczna. Nie tylko słyszalna ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No to bierę się do roboty. :-) Wyprawię synalka do szkoły i pohasam po domu z kulaszkami :-) W sumie nie przeżywam żadnego kryzysu, ale dla towarzystwa mogę połączyć się w bólu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny tytuł. I fajna idea szefowania sobie. I ogólnie - bycia kowalem własnego losu, czasem przypominam sobie, jakie to genialne. "Jeżeli nie jesteś Hutu, ani Tutsi"... :D Teoretycznie wszystko jest możliwe. Czasem hormony i in. psują cały misterny plan, ale co tam... najwyżej pozostanę z tłuszczykiem na brzuchu, ale przynajmniej tyłek zrobię :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mów głośno, bo jeszcze sobie jakaś siła nieczysta o tobie przypomni.. :]

    OdpowiedzUsuń
  9. Zauważam mimo wszystko pewien problem wśród nowszej generacji - pospolita roszczeniowość wraz z byciem 'your own boss' ("tylko bug morze mnie osądzidź") będzie kopać leżącą gospodarkę.

    OdpowiedzUsuń
  10. O mamo, przypomniałaś mi, że posiadacze tych wspaniałych dziar istnieją naprawdę. Ale w sumie... chyba ogólnie robimy się coraz bardziej egocentryczni, skupieni na swoich racjach, swoich poglądach, swoich osiągnięciach i swoim fejsbukowym tworzeniu pozorów zajebistości. Gdzie tu miejsce na myślenie o gospodarce? A może tylko ja jestem taka aspołeczna i lękliwie czmychająca przed problemami wykraczającymi poza moje własne.

    No widzisz, nie zachęcaj tak do tego szefowania :D Ciężko kreować potencjalne inspiracje dla m ł o d z i e ż y (ach, ta odległa wiekowo "nowsza generacja" ;D), hm?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę