Przejdź do głównej zawartości

Kolana, kettlebell i mobilność.

Rozpocząwszy cykl "Kobiety HardStyle" Kingą, pragnę przedstawić szerszemu gronu Martę. Martę "Thunderbell" Piorun.



Spotykam się wciąż z pytaniami "A czy mogę trenować kettle, jak mam ..?" i zaczynam mieć wrażenie, że nie ma pełnosprawnych ludzi na świecie. Co najwyżej dzieci, które nie zaczęły formalnej edukacji i wkurwiają dorosłych szpagatami, mostkami, preclami i drapaniem piętą za uchem.

Z master instruktorem StrongFirst, wiedzącym wiele na temat problemów kolan a kettlebell, spotkałam się swojego czasu w Budapeszcie. Nazywa się Mark Reifkind i był.. no, nie owijając w bawełenkę - już dziadkiem, kiedy przeszedł poważną operację kolana a z kettlebell śmiiigaaaa aż furczy - Zerknijcie tu po szczegóły. Jako jednak, iż poza ciągłym strzelaniem ("Za dużo cukru!!!" - przyp.Marcin Kil) w moich kolanach nic się nie dzieje złego, nie drążyłam tematu.



Z okazji próśb kilku osób pytających, postanowiłam jednak poświęcić notkę na prezentację osoby, do której po tę wiedzę można się udać. I mówi po polsku! Czasem. Z szacunku do Marty (no dobra, muszę być miła by móc później wydębić kilka porad) poskromiłam palce przed komentowaniem, ale na pewno znajdziecie te miejsca, gdzie musiałam się dziobać po palcach. Oddaję klawiaturę Marcie. Enjoy.
..................................................................



Hej,

Kolejny raz podchodzę do tego tekstu i ponownie nie wiem od czego zacząć. Nie mam porywającej historii z przeszłości, nie jestem bożyszczem tłumów, co wystarczy, że krzyknie „hej” i wszyscy wpadną w szał uwielbienia, ani- tym bardziej, wirtuozem pióra, co największe banały przekształca w epopeje.

Od kiedy pamiętam, zawsze coś „trenowałam”. Zanim szkolnictwo posadziło mnie w ławce, już robiłam szpagaty i mostki na zajęciach z gimnastyki artystycznej. Później zapałałam wielką miłością do siatkówki i koszykówki. Wtedy w telewizji był szał na anime o rudowłosej siatkarce, która przez 2 odcinki skakała do jednego ataku, podobnie z resztą jak niezłomny piłkarz - Tsubasa posyłał piłkę w stronę bramki.
Tak, tak miłość do sportu mogła wziąć się z telewizji.

Kilka lat trenowałam w drużynie koszykarskiej, ale z różnych względów nie przerodziło się to w dłuższą relację. Potem odnalazłam się w sztukach walki, dzięki którym poznałam Kung Fu Wing Tsun. Ale im więcej chciałam pracować nad sobą w tym względzie, tym bardziej zaczął mi doskwierać ból kolana.
Bywały takie dni, że nie mogłam sama wejść po schodach, a staw był tak opuchnięty, że jedyne spodnie, jakie mogłam założyć, to szerokie dresy.

Kolejne konsultacje u ortopedy i brak jednoznacznej diagnozy. Najczęstsze stwierdzenie: bóle wzrostowe, które ustaną ok.16-18roku życia. Ale nie minęły. Trafiłam na stół – podcinanie troczków rzepek, „czyszczenie” powierzchni stawowych, chondromolacja rzepki II stopnia. Dobre kilka tygodni o kulach, fizjoterapia.

Po kilku miesiącach wróciłam do treningów, lecz nie na długo, bo z drugim kolanem zaczęło dziać się dokładnie to samo. Znów artroskopia, wyłączenie z normalnego funkcjonowania, czas pełen frustracji, szczególnie że za niecałe pół roku czekały mnie testy sprawnościowe na AWF. W trakcie studiów jeszcze dwukrotnie oglądałam swoje kolana od środka leżąc na operacyjnym stole (oczywiście poprzedzone zabiegami, zastrzykami i niezliczoną ilością konsultacji). To wcale nie przeszkodziło mi z bardzo dobrymi wynikami ukończyć studia czy uzyskać stopnie instruktorskie.

Moje własne doświadczenia, historie osób, z którymi tak często widziałam się na fizjoterapii, zaowocowały większą świadomością w zakresie prozdrowotnego wykorzystaniu ruchu.

Kluczowymi ćwiczeniami na poprawę własnego zdrowia w zakresie problemu z kolanami, okazały się być wszelkie warianty martwego ciągu, a szczególnie jednonóż. Do godnych zalecenia w pracy z kettlami są również takie ćwiczenia jak: Hipthrust / glute bridge (mostowanie bioder w różnej konfiguracji - przyp.Angela) oraz goblet squat wykonywane w bardzo wolnym tempie. A także ćwiczenia izometryczne.



By zaszczepiać w ludziach większą świadomość istotności aktywności sportowej w ich życiu, jeszcze jako studentka zaczęłam pracę trenera. Wciąż pragnęłam ( i nadal tak jest) się rozwijać, by móc współpracować z osobami na różnych poziomach sprawności i wytrenowania. Metodyka i praca z kettlebells tak bardzo współgrają z moimi przekonaniami dotyczącymi treningu (głównie w aspekcie prozdrowotnym), że dwa lata temu uzyskałam stopień instruktorski SFG I. Cały czas współpracując z wrocławskimi klubami sportowymi (Hardy CrossFit i Retro Sport&Fitness) mogę rozwijać swoją pasję do „usprawniania ludzi” na zajęciach Mobility.

To niesamowita satysfakcja widzieć pozytywne efekty świadomej pracy z ciałem Podopiecznych, którzy wcześniej nie byli w stanie w pełni korzystać z własnego potencjału. I nie trzeba tu wymyślnych urządzeń, maszyn czy wyliczeń. Wystarczą proste przyrządy jak kij, piłeczka, a przede wszystkim własne ciało.

Więcej o MADE to MOVE

Tak też narodził się projekt Made To Move w kolaboracji z Grzegorzem Kozłowskim (SFG I, CrossFit Level 1), z którym chcemy pokazywać jak świadomość własnego ciała i ruch mogą być jednym z najlepszych lekarstw na bolączki współczesnego człowieka.

(Słowo wyjaśnienia od Kury Naczelnej - problemy z właściwą postawą również moralną, ma każdy - dobry instruktor będzie rozumiał, czemu musi pracować nad organizacją ciała ze swoimi kursantami, ZANIM zacznie pracować nad ich siłą, wydolnością czy utratą kilogramów.)

....

Woof. No. To teraz się poruszajmy. Z Martą, oczywiście. Jakoś nie ogarnęłam tematu, i zamiast kolan, zrobiłyśmy barki i "cycki", ale nie przejmujcie się, co się odwlecze, to się nie uciecze. Co najwyżej zastanie nas Wielkanoc. Klikać w fotę!

Komentarze

  1. "Nie ma pełnosprawnych dorosłych ludzi na tym świecie " coś w tym jest, zwłaszcza im bliżej 30 tki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też chciałabym już zacząć trenować, no ale czeka mnie usg kolana w Krakowie i ogólnie wiele różnych badań, aby w końcu znaleźć przyczynę jego bólu. Mam tylko nadzieję, że wszystko, dość szybko się wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę