Przejdź do głównej zawartości

Pierogi.

Jeżeli stoisz (bądź siedzisz) przed kreatywnym wyzwaniem (albo przynajmniej potrzebą wymyślenia chwytliwego tytułu notki) i czujesz się ograniczony mentalnie, sfrustrowany własną niekompetencją i zażenowany poziomem artystycznej twórczości własnych szarych komórek, to po prostu idź w pierogi.

Co Was będę ściemniać, że czasu mam mało? Fizyka dowodzi, że im mniej masz czasu, tym więcej obowiązków powinno się rozplanować. Uwaga - nie MIEĆ, tylko ROZPLANOWAĆ.



I to główny problem Przybyłek oraz każdej jednostki dążącej do perfekcyjności, a wiecznie niezadowolonej z rezultatów. Zjawisko, które zapewne ma swoją szlachetną nazwę w podręcznikach do psychologii, oraz farmaceutyczną odpowiedź rozwiązującą wiążące się z tym problemy. Żądamy od siebie więcej, niż jest możliwe. Dokonujemy niemożliwego, by potem borykać się z efektami ubocznymi. Albo bolą nas plecy, albo cierpimy na nadwagę, albo wydrapujemy sobie mięso do kości, lub też wypadają nam włosy i boli żołądek. I jak ktoś radośnie proponuje nam pójdzie na trening w celu odreagowania, mamy ochotę opluć go kwasem.

Jesteś tu (mam nadzieję), bo trenujesz. Chcesz czytać treści mądre, około treningowe. Oddajesz swój czas i uwagę, licząc na wiedzę sprawdzoną, rzetelne podejście i skuteczne metody. I gdzieś na poziomie komórkowym zdajesz sobie sprawę, że "dobra" kosztują coś więcej niż "zaangażowanie", ale skoro autor nie rzuca Ci w twarz kontem bankowym i cennikiem, to.. Aaaa tak, i żeby jeszcze było zabawnie, bo życie codziennie odbiera Ci często chęć do życia, a proza obowiązków zabija w Tobie to co najlepsze.

Nie przestałam trenować. Nie przestałam kochać kettli. Przestałam tylko o tym pisać.

Wcale nie dlatego, że kettlebell stały się MEGA popularne w naszym kraju i każdy jest już specjalistą w tym temacie. Nie dlatego, że konkurencja w temacie jest silna zarówno wizerunkowo jak i w zasięgach. I na pewno nie dlatego, że autorzy prześcigają się w oddawaniu wiedzy (jakakolwiek by jej wartość nie była) za "lajki", czyli jedno wielkie nic, rozwadniając tym samym wartość oraz cenę, jaką ludzie są w stanie zapłacić za potrzebne im informacje.

Nie winię Ciebie czytelniku ani trochę. Wręcz ciągle mam chęć wynagrodzić za to, że jesteś.


Winię siebie za to, że prowadzenie bloga zaczęło wywierać na mnie ogromną presję. Że spisanie każdej notki, wiązało się z kilkudniową pracą - a owa praca, z zawaleniem innych obowiązków zwyczajnie przez pryzmat "zabrało mi to więcej czasu niż przewidziałam i zwyczajnie nie zdążyłam". Kilka notek pożegnało się z życiem jeszcze przed publikacją, gdyż było zbyt prywatnych, Kilka dlatego, że były obraźliwe dla tych, co nie radzą sobie z dystansem do siebie lub wulgaryzmami.

Nie ma nic bardziej destrukcyjnego, niż robić coś dobrze - ludzie się przyzwyczajają, ich wymagania i oczekiwania wzrastają, a ty dalej masz 24h na dobę, limit własnych umiejętności, siły czy mocy przerobowej.

Wszystko w dzisiejszych czasach woła MUSISZ SIĘ ROZWIJAĆ. "Być lepszą wersją siebie" zaczęło mieć sobie podprogowy nakaz "bądź szczupła, uśmiechnięta, zadbana, opalona, bez zmarszczek i celulitu, sprawdzaj się w pracy, bryluj w towarzystwie, miej ciekawe hobby, piękny dom/mieszkanie, szczęśliwy związek, dziecko przed 30stką, egzotyczne wakacje, .....". CO  zatem robisz? Oszukujesz na fejsie czy instagramie, kadrując zdjęcia, manipulując prawdami, pokazując innym że skoro inni mogą, to TY TEŻ.

Zauważyłam, że ciągle się tłumaczę. Że moja asertywność jest funta kłaków warta. Że próbuję ułatwić życie wszystkim, tylko nie sobie. Że mam manię kontroli nad każdą pierdołą i aspektem swojego życia. Że mi ciągle wstyd. Że znajduję winę we wszystkim co robię. Że mimo fantastycznego życia, nic mi nie przychodzi z łatwością.

Do sedna: piszę o tym tylko dlatego, że wiem, że Ty też masz coraz częściej poczucie beznadziei w życiu. Ciągle spotykam się z tymi samymi problemami u ludzi. Ciągle próbuję im tłumaczyć, że nie są sami.

Żalenie się jest sportem narodowym Polaków, i my, jako 30+ staramy się bardzo tego nie trenować. A kiedy widzimy, że ktoś pęka - odsuwamy się, by nas nie ochlapało. By się nie zarazić. By szybko dać światu dowód na to, że nie jesteśmy "przegranymi".

A jednak pomimo iż zapamiętale machasz łapkami w kadzi pełnej śmietanki, całą swoją osobą próbując ubić masło, podskórnie wiesz, że toniesz a nie pływasz. Może nie widzisz niczego ważnego w swoim życiu, straciłeś z oczu cel i wiarę, że coś znaczysz. Może dookoła Ciebie ludzie mają ewidentnie gorzej, ale Ty nie umiesz wyplątać się z własnej matni, i myśl że użalasz się nad sobą jeszcze głębiej Cię dołuje. Może ciągle wszystkiego się boisz i próbujesz być zawsze ubezpieczona. Może ciągle potrzebujesz wsparcia i motywacji, bo nie wierzysz, że jesteś dobra w czymkolwiek.

Pierogi. Nie jesteś sam, sama. Nawet, jeżeli nie masz wokół siebie rozumiejącej i słuchającej Cię istoty - nie jesteś sam, sama.

Tak wiem, mało kettli w tej notce. Gdzie jest trening? Czemu tyle miauczysz? Jak podobały Ci się Gwiezdne Wojny?

Taaa.

Wciąż jestem Angelą. Przeprowadziłam bloga z jednej platformy na drugą i "I don't know what am I doing", więc wybaczcie techniczny kaszel - w końcu uda mi się urządzić tutaj tak, by wszystko wyglądało ładnie i łatwo można było znaleźć. Gdyby nie Skolima, jeden z czytelników, prawdopodobnie otchłań pochłonęła by wszystkie treści, zatem brawa dla tego Pana.

Co do treningów - jak tylko skończę renderować, wrzucę na kanał YT nowe odcinki (tak, liczba mnoga) - w nowej, testowej formie. Jeżeli będą Wam się podobać - gwarantuję ich więcej. Jeżeli nie - kij Wam w żebra, idźcie sobie gdzie indziej.

Nie jesteś sam, sama.

Jestem tu, by pomóc Ci z kettlami. A kettle naprawdę pomagają.

Zatem zarówno WITAJ! jak i "tschüss!". Widzimy się wkrótce.


Komentarze

  1. It's alive! Gratuluję szybkiego powrotu. A pierogi zawsze dobra rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sposób się z Tobą nie zgodzić. Ludzie maniakalnie perfekcyjni tak już mają. Wiem o czy mówisz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Andżeliko proszę mi się tu nie biczować! Zawsze kiedy zbierze się na smuty w wyniku kontaktu z zawodowi narzekaczami czy inną ciemną materią proszę pamiętać:

      - Masz więcej pary niż Ci się wydaje,
      - Połowy swoich talentów nawet jeszcze nie odkryłaś,
      - Obecny etap w życiu to dopiero rozgrzewka,
      - Nie masz problemów, słabi je mają, Ty masz w życiu wyzwania i to niezbyt trudne bo: patrz wyżej.

      A najlepiej puścić sobie ten filmik, synteza powyższych złotych myśli smerfa ważniaka:

      https://www.youtube.com/watch?v=YMTGP9fM04A

      Gratuluję przeprowadzki, na nową platformę. :)

      Usuń
  4. ....jeszcze ogarniam komentowanie - więc proszę wszystkich o cierpliwość ;}

    OdpowiedzUsuń
  5. Angela żyje :) i to jest najważniejsze!
    Co do bycia lepszą wersją siebie: jak to śpiewał Mike and Mechanics – “Nobody's Perfect”, poza tym sam Chuck Norris mawiał że nikt nie jest doskonały (na którymś z wielu filmów traktujących o częstowaniu przeciwników z półobrotu).
    Nie trać energii na to by blog był doskonały bo nie musi. Pisz co myślisz, na luzie, wulgaryzm wstaw jak trzeba coś zaakcentować, tupnij albo czaruj (łot-ewa), nie stresuj się tym niepotrzebnie, nie zadowalaj czytelników na siłę.
    Na blogu niekoniecznie muszą być tylko treści okołotreningowe, może być nawet o filozofii, modzie, pokoju światowym albo o tym czemu nie ma zimy (bo ja już sam nie wiem, może dlatego że lodowce topnieją…)

    No dobra, koniec tych rad, czas na meritum czyli…
    Pierogi często to tzw wodniaki czyli za dużo jest w nich wody. Dobre pierogi powinny mieć mało wody i zwartą strukturę. Po zagotowaniu powinny trochę odparować a jak już odparują to znaczy że się nadają. Możemy też dodać topionego masełka (ale nie za dużo) natomiast dodatek podsmażonej cebulki czyni cuda.

    Na koniec pozdrawiam i życzę Ci w nowym roku drogi usłanej różami, ketlami i pierogami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulacje za notke tekst chcialbym przeczytac wczesniej ale niedawno trafilem na twojego bloga. Gratulacje i dzieki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę