Przejdź do głównej zawartości

Uważaj co robisz, bo rodzisz się bez części zamiennych.

Obudziłam się wczoraj i nic mnie nie bolało.

Głęboki szok.

Trening poszedł świetnie, bez wyrzygania obiadu za koszulkę. Pomalowałam nawet paznokcie i moje dłonie odjęte żywcem od szpadla, zaczęły wyglądać kobieco. Więc coś, po prostu coś, musiało pójść bardzo, ale to bardzo źle. No i jak jebnęło! Wrzask był na całą chałupę.

Do czwartej nad ranem smakowałam piekła za swoje grzechy. Próbując być NIESAMOWICIE dzielna, nie zeszczałam się nawet z bólu. A że moja wyobraźnia jest bezkresna i lekko na bakier, byłam główną bohaterką Igrzysk Śmierci. Tak, tą poparzoną. Ze scenerią w Afganistanie.

Na swoje usprawiedliwienie mam, że (uwaga fani klasyki! "Słodkogorzki") w szkole podstawowej na fizyce, cyt. "Nie uczyłam się.."

I bidon myty świeżym wrzątkiem po prostu ni stąd ni zowąd mi eksplodował w dłoniach. A że głupia kura, to najpierw w tym szoku zaczęła ścierać podłogę. Pierwsze liźnięcia żywego ognia na skórze i gepard na sawannie nie byłby szybszy w drodze pod prysznic.

Widząc mnie o brzasku, mój ulubiony aptekarz-lekarz-chirurg w jednym, zbladł i zasunął podwórkową łaciną (nie, nie jestem z pokolenia Instagram, nie pokażę), po czym przez kwadrans rozcinał mi pęcherze. Teraz więc chodzę umorusana w białej mazi, bez czucia w prawej ręce, powłócząc lewą nogą. Hunger Games my ass.

Ale do brzegu.

MYŚLENIE O TRENINGU TO 0 KCAL SPALONYCH.

Nie mów "Od jutra zacznę". Jutro możesz nie być w stanie zrobić tego, czego dzisiaj Ci się nie chce. Czy to przez zdarzenie losowe, czy wypadek, czy "chciałam, ale Feliks Baumgartner skakał z kosmosu!" (wtf?).

Że co, że jesteś zmęczona? Ahaaa, nadźwigałaś się pewnie worków z cementem.. Nie? To rusz dupę na trening. Obiecuję, że po treningu jeszcze umyjesz gary dorastające w zlewie. Obiecuję.

TWOJE OKRUTNE ZMĘCZENIE TKWI W UMYŚLE. Umysł masz przeciążony i to on - w samoobronie - nakazuje ciału leżeć i zdychać. Nijak ma się to do tego zmęczenia, które odcina Ci świadomość w drodze głowy do poduszki. Im dłużej siedzisz-pracując, tym większą krzywdę wyrządzasz sobie leżąc-odpoczywając. Wstawaj, oszukaj umysł, rozbujaj ciało. I nie fochuj o rezultaty treningami których nie zrobiłaś. Samo "też chce taki brzuch" nie wystarczy. Są rzeczy które możesz kupić i są te, na które musisz ZAPRACOWAĆ.

Nie czekaj na jutro.



Komentarze

  1. Nie martw się, na pewno się wszystko zagoi. To tylko ręka i noga i za kilka dni przejdzie. Nie zostanie po tym żaden ślad. Ale dało mi to do myślenia jak myć mój własny bidon... :) Ja tam jak pracowałam w kuchni to się oblałam wrzącym olejem i to niestety nie tylko na rękę ale i na klatę - ból niemiłosierny no i pamiątka na całe życie :( . Dobrze, że o tym piszesz i ostrzegasz innych, nie chciałabym powtórki z rozrywki (od tamtej pory smażę na patelni bez tłuszczu...)
    Masz super blog i jesteś naprawdę motywująca :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. I dlatego podczas wyparzania bidonu zawsze zostawiam otwarty korek. Ja miałem więcej szczęścia i mój bidon wystrzelił stojąc w zlewozmywaku. bdw wyższe techniczne nie uchroniło mnie od popełnienia tego samego błędu ;) Smaruj poparzenia propolisem (jeśli nie jesteś uczulona) i nie będzie śladu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na poparzenia używałam aloesu, jeżeli jesteś szczęśliwą posiadaczką tego kwiatka to wystarczy rozkroić listek i przyłożyć na jakiś czas do bolącego miejsca. Działa super na bąble z ropą. I łagodzi. Dobre są też okłady z liści świeżej kapusty.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę