Przejdź do głównej zawartości

100 lat 100 lat i kiedy dieta pożera mózg.

Od jakiegoś czasu moja atopia postanowiła uatrakcyjnić mi żywot. Zawsze wiedziałam, że jestem wyjątkowa, ale nigdy - że w taki (1%) sposób. Może nie powinnam rozwodzić się nad swoimi problemami skórnymi, bo to ble fu i w ogóle - fakt jednak, że poziom wściekłości jest od roku coraz wyższy. Jeszcze trochę a grałabym Miss Hulk na kanale, gdyby nie blokery histaminy w małych tabletkach.

Ocieranie się plecami o ściany, narożniki i tarzanie po podłodze to taki standard, zaczęło jednak być nie śmiesznie, gdy pomagały tylko wrzące prysznice i lodowate kafelki. I pomimo ciągłego podskórnego swędzenia, które doprowadzało mnie do szału i budziło w nocy - trzeba było pozostać cywilizowanym. Uśmiechniętym. Wyrozumiałym. ENTUZJASTYCZNYM.

Czemu o tym mówię?

Bo nigdy nie wiesz, co w człowieku siedzi. Z jakimi demonami się zmaga, co go boli/swędzi/męczy.



Porównywanie się z innymi nigdy nie będzie obiektywne. Jeżeli więc Cię nie motywuje - zrezygnuj z tego. Myśl o sobie w kategoriach "ja i moje zwycięstwa nad moimi słabościami", inaczej ciężko będzie Ci w czymkolwiek wytrwać i zobaczyć niesamowite efekty swojej wytrwałej pracy.


Na zajęciach z pole dance, dziewczyny czują, że "przegrywają" z tymi, które robią tricki lepiej.

Na sali treningowej, faceci widzą sukces tylko wtedy, gdy podniosą więcej.

Gorsze dni nie są problemem, ale gorsze miesiące - to już paraliż dla umysłu. To już wołanie wewnętrznego głosu "daj sobie z tym spokój", "nie nadajesz się", "zostaw to, nie poniżaj się publicznie".

Kiedy więc u mnie dochodzi do zwątpienia we własne siły i możliwości, kiedy chcę to wszystko rzucić bez konkretnego powodu, kiedy nie widzę sensu w tym co robię -

ZMIENIAM DIETĘ, BO WIEM, ŻE MI NA MÓZG ZACZĘŁO PADAĆ.


Mówię oczywiście o diecie intelektualnej. O tym, czym karmię swój mózg. Mózg bowiem, drodzy czytelnicy, jest jak software. Możemy go kodować. Możemy nadpisywać nasze koncepcje. Możemy zmieniać nasz tor rozumowania.

Rzecz jasna wielu ludziom się nie chce. Łatwiej zostawić program w spokoju, bo a nuż zmiana będzie trwała? A nuż zmieni się nasze postrzeganie świata i siebie i trzeba będzie zmienić swoje życie?

Wbrew pozorom ewolucja nas do tego przygotowała, byśmy adaptowali się do warunków w jakich przebywamy pomijam przebywanie pod wodą - od tego się tonie dlatego, nawet jeżeli nasze życie jest mało komfortowe - jesteśmy przyzwyczajeni do tych wybojów i nie chce nam się nic łatać. A już na pewno nie zrywać nawierzchnię i kłaść nową.

Nie wiem jakie masz problemy. Nie wiem gdzie byłaś, co przeszedłeś, gdzie chcecie się znaleźć. Wiem, że skoro czytacie tego bloga, to macie potrzebę ciągłej pracy nad sobą. Że chcecie, by jutro, było lepsze od wczoraj. Że czasem, nawet jak coś nie wyjdzie, nie poddacie się - bo wiecie, że z każdego dna da się odbić.

Ten przekaz sponsorowany jest przez setny odcinek PowerWorkout. Przekaz odnośnie nie poddawania się oraz tego, że nigdy nie jest za późno, by coś zmienić. A może wręcz - coś zacząć.

"Sto lat sto lat" zbiegło się nieprzypadkowo, z tym 100 odcinkiem. Chciałam, by był oryginalny - a ciężko przeskoczyć te sto pomysłów na trening. Dlatego zaprosiłam wyjątkowe instruktorki do tworzenia PW - nowe pomysły, nowe zajawki, nowe wyzwania. Hope U like it.



Gościnnie: Andżelika Stefańska (IRBIS) & Agata Nejman (CKB Słupsk)

Rozpiska: Soon!



Gościnnie: Izabela Pokrywka (CKB Świebodzin) & Natalia Fiedoruk Sekcja Sportów Siłowych)

Rozpiska: Soon!



Gościnnie: Zuzanna Sobczak (Safe Sport) & Monika Kastelik (Piękna jest Bestią)

Rozpiska: Soon!



Gościnnie: Marzanna Wieczorek ( CKB Wschód) & Urszula Paszko ( Piękna Siła)

Rozpiska: Soon!

Komentarze

  1. Ostatnio przypomniało mi się, jak któregoś wieczoru weszłam na Twój Blog (miał jeszcze inny wygląd) i pożarłam go całego na raz. No zupełnie jak czekoladę. Tyle że przy jedzeniu czekolady się tyle nie śmieję.

    A tu już setka. Świetnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne treningi! :) dla Ciebie Angela wszystkiego najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze pisząc, to ponad setka, ale kto by liczył ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. To z okazji kolejnej osiemnastki pozytywnego kopa z dupę, żebyś nie osiadała na laurach, tylko ciągle dawała czadu! ...cholera, znowu wyszło jakoś tak złośliwie i fałszywie. Mniejsza z tym, wracam na poligon. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę