Przejdź do głównej zawartości

Rozciągnięta jak carska Rosja na mapie

...to ja nie jestem.


Dwa znienawidzone przeze mnie zakresy - szpagat turecki oraz gięcie w tył. Tak. To są moje maksy.

Powiedzmy sobie na wstępie, że tą notką nie mówię "łapcie perły, świnie". Faktem niezaprzeczalnym jednak jest, że nawet jako dziecko byłam anty-elastyczna. Nigdy nie planowałam się rozciągać na serio - a mówiąc "na serio", mam na myśli "mieć jakieś rezultaty". Zatem wiedza o rozciąganiu jakakolwiek by moja uboga nie była - jest mega cenna, gdy samemu cierpisz na anty-rozciągliwość, lub bóle przepuklinowe.

Kto mnie nie zna, ten musi uwierzyć na słowo, że moje pierwsze podchody pod rozciąganie nastąpiły po ABSOLUTNYM BLAMAŻU jaki nastąpił na kursie HKC w 2010, kiedy to moja wizja bycia Instruktorem Kettlebell stanęła pod znakiem zapytania, gdy Peter Lakatos zobaczył mój skłon. O tym jednak, z przyczyn osobisto-uwielbieńczych, nie chcę gadać.

Kiedy dochodziło do rozciągania - zawsze tłumaczyłam się i usprawiedliwiałam moją "kontuzją", czyli przepukliną na kręgosłupie. Jako iż pochodzę z rodziny pływackiej, od niechcenia mogłam błysnąć zawsze mobilnością barków.

To, że oprócz mobilności barków - mobilne u mnie nie było nic, wcale mi do dożycia wieku 25 lat nie przeszkadzało! A przynajmniej tak sądziłam, siedząc po kilkanaście godzin przed monitorem lub z książką.

Zaczęłam od "dwójek", czyli tego dużego, co zaczynało się pod moim tyłkiem, metodami powszechnie uznawanymi za tradycyjne. Spędziłam 2 lata na naprzemiennej walce by:

a) ruszać się bez bólu,

b) dotykać palcami ziemi w skłonie na złączonych, wyprostowanych nogach.
Pierwsze zdjęcie: wysokość bez sesji rozciągania - do tego udało mi się dojść do roku 2013
Drugie zdjęcie: po 20 minutach sesji rozciągania na dwugłowe i pośladkowe.

Powiem zupełnie serio - nie chciało iść to w parze. Głównie jednak sądziłam, że źle układam swoje treningi kettlebell, w końcu "jak masz przepuklinę to nie możesz dźwigać".

Czasem cierpiałam na taki ból pleców
(na drugi dzień po treningu), że zwykła rozgrzewka była bardzo problematyczna. Zaczęłam coraz częściej wybierać elementy z filmików Ginastica Natural, traktując to jako piękne, czas oszczędzające, combo warmup+stretching.

Zamiast robić jak Matka Boska Gimnastyczka przykazała.

Zapomniałam o bólu pleców (i statycznym rozciąganiu) do czasu 2013. Wtedy to, wymyśliła kura sobie, że na przekór wszystkim będzie tancerką. NA RURZE. Przyznam szczerze, to był jeden z głupszych moich życiowych pomysłów, niemniej jednak - przepiękny.

Zaczęłam cierpieć przez brak rozciągnięcia bardzo szybko. Figury siłowe szły jak z płatka, do momentu, gdy nie trzeba było wygiąć się w odpowiedni sposób, by załapać dźwignię. Dorzuciłam więc znowu tradycyjny stretching, zmniejszając liczbę godzin z kulkami.

Oh Batman, serio seryjnie. Teraz jak tak sobie na to patrzę, to blondynką nie jestem z własnego wyboru. Ale. Wciąż zderzam się z tym problemem wszędzie, zatem do końca o wyprostowane zwoje mózgowe siebie posądzić nie mogę. I może znowu wsadzę kij w mrowisko i naczytam się, kimjawogólejestem i cojawiemożyciu, ale.. prawdę mówiąc, ja naprawdę mam wyczesane, kto znowu poczuje się obrażony.


"Przed" (wynik 2 lat uczenia się "odwinięcia" miednicy) i "po" mojej 20 minutowej sesji rozciągającej. Rotatory bioder wciąż zatrzymują mi ruch.

Jeżeli moje rady pomogą komuś pozbyć się bólu, który zabiera radość z życia, a może nawet i osiągnąć wcześniej niedostępne efekty - it's worth it.

Zabierając się za konkrety - na potrzeby swoje i swoich dziewczyn, które do elity gimnastyczek nie należą* *nie wspominając o fakcie, że stare dupy z nich są, i tak powstała mini pomoc stretchingowa - Stretching&Conditioning, dostępna na sklepie: TRENINGI NA DVD

Jedną z najważniejszych lekcji życiowych odnośnie rozciągania odebrałam tuż po tym, jak włączyłam mózg do pracy. Połączyłam dwie dominujące w świecie stretchingu prawdy: "Należy słuchać swojego ciała" & "Należy rozciągać się codziennie / jak najczęściej" i... Moje ciało powiedziało mi w kilku spazmach bólu oraz w wielu cofnięciach rozwoju, że mogę rozciągać porządnie daną partię mięśni nie częściej niż raz w tygodniu. Tak. Szokujące.

Jeżeli nie widzisz dla czego szokujące, oznacza, że nigdy nie bawiłeś się w akrobacje.



Szpagat poprzeczny - którego nie robiłam nigdy przed końcówką 2014 roku. Nie jest to "true side split", ale nie czuję takiej fizycznej potrzeby. Zdjęcia "przed" są wynikiem dwuletniej, ciężkiej pracy metodami powszechnie uznawanymi za tradycyjne. Przełom nastąpił po kompletnej zmianie taktyki rozciągania. I nie mówimy tutaj o PNF.

Wracając jednak do mitów typu "trzeba jeść 5/6 posiłków dziennie", w stretchingu również mamy miliony wierzeń i bajań. Przeciwstawne tezy są często treścią jednego artykułu. Owszem, wiele zależy od fizycznych uwarunkowań, czasu regeneracji, etc. Głównie jednak, jeżeli jesteś dorosłą osobą nie pracującą ciałem na rzecz zarobków - rozciąganie Cię zniechęca właśnie dlatego, że jest kompletnie niedobrane. Czasem chodzi o czas, częściej jednak o technikę.

Wiele dziewczyn trenujących pole dance wymusza na sobie częstsze i mocniejsze rozciąganie, gdyż.. no cóż, taki sport. Problem naderwań to jedna sprawa, problem braku pożądanych efektów to druga, a jeszcze trzecia to regres. Jako iż byłe gimnastyczki i baletnice wiodą niepodzielny prym wśród elit poledancerek, poprzeczka jest zawieszona baaardzo wysoko.

Co Ciebie, użytkownika żeliwnego czajnika, ma to obchodzić?

Mówimy o tej samej kwestii, tylko o różnym sporcie. Przy kettlach nie potrzebujesz szpagatów, mostków, stań na rękach (chociaż te przydają się tak jak podciągnięcia na drążku - do wszystkiego), czy skręcania się w precelek. Potrzebujesz jednak, by Twoimi dwójkami i czwórkami nie rządził ból, by Twoje zginacze biodrowe nie kostniały prowadząc do blokady w plecach, jak również by Twoje łokcie potrafiły pozostań wyprostowane, gdy uniesiesz ręce nad barki. No i dupa. Dupę zawsze można mieć mniej spiętą, zaufaj mi.


Zwróć uwagę, że stoję tak samo. Bez wypychania bioder czy rozciągania brzucha, grzechu głównego przy dokumentacji wielu "progresów".

Jest kilka świetnych technik rozciągania dla anty-elastycznych osób, których priorytetem życiowym jest dobre samopoczucie i większe ruchowe możliwości. W dawniejszej notce pisałam o mostach piersiowych - których progres można robić już od "bardzo nieruchawego kawałka kloca".

I o ile ruch pana Ido Portal bardzo mi imponuje* *kto ma instagrama - polecam gorąco "aris_inmotion", wydaje mi się dużo sympatyczniejszy, o tyle ogląda mi się go jak science-fiction. NATOMIAST z przeciętnym Kowalskim podzielę się maaaj preeeeeszyyyyyyyyyssssss* *trochę nie chcę, ale w sumie obiecałam:


Uwierzcie - najlepsze co znalazłam do tej pory w przepaściach Internetów. I tak, tak, znam masę innych "fajnych" osób z fajnymi technikami, które jednak zdechły w cieniu jedwabistości dwóch powyższych "organizacji".






Przetestowałam na swoim ciele i ciałach moich ofiar. Odchodziłam i wracałam, sprawdzając "czy aby na pewno działa". Teraz już właściwie nie stosuję nic innego* *prócz ściemy, bo doba jest za krótka na wszystkie obowiązki i przyjemności.

Nie mogę się poświęcić stretchingowi, gdyż pragnę nadgonić kulki - tak, nowy odcinek PW mile widziany, a wciąż mi we wszystkim pole dance przeszkadza. Jeżeli jednak chcesz spróbować - ja gorąco polecam. Jeżeli nie poradzisz sobie z układaniem sesji rozciągającej - sięgnij po moje dvd. Nie ma tam nic trudnego, a efekty są zajebiste. Piękno moich sesji jest w tym, że trwają po 20-25 minut. Nie spotkałam się jeszcze z równym ekspressem.

Jeżeli na koniec mam Ci dać jedną, ZŁOTĄ, radę - przy bólach pleców, NIGDY, przenigdy nie rozciągaj się na złączonych nogach. Ani stojąc, ani siedząc. Złączone nogi trzymaj tylko do pomiaru rezultatów. No i duś te plecy, by były proste. Jest to dużo trudniejsze, niż szpagat czy mostek.
To pierwsze foto to nie dowcip, to mój autentyczny zakres.

 Dobra. Idę jeść.

Komentarze

  1. Czy ja dobrze zrozumialem, ze na mobility i streczing powinnismy poswiecac 1 dzien w tygodniu - nie wiecej? :) Jezeli tak/nie to poprosilbym bardzo o wyjasnienie. Bo z tego co zrozumialem to nalezy poswiecic dajmy na to 1,5 godziny i sie dobrze porozciagac niz codziennie po 15 min.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na temat mobilności nie pisałam ;) Nie równajcie tych dwóch pojęć.
    Obawiam się, że Twoje uproszczenie może prowadzić do błędnego myślenia. Zatem rozwinę:

    Jeżeli planujesz sesję na wszystkie partie ciała - to tak, raz w tygodniu - choć jeżeli coś regeneruje Ci się szybciej (u mnie to ręce w porównaniu do nóg), to nie zaszkodzą im dwie krótsze sesje. Wszystko zależy od Twojego ciała - jak ono reaguje. No i od czasu - ile go możesz poświęcić.

    Jeżeli natomiast chcesz rozciągać barki w inny dzień niż pośladki i dwugłowe - to nie musisz czekać magicznego tygodnia. Wybierasz po prostu inny dzień na coś innego. Jestem przeciwnikiem rozciągania dzień w dzień tego samego. A "codziennie po 15 minut" to zwykle zakłada wiele partii mięśniowych w bardzo krótkim czasie - nie używamy tego w celu np. doprowadzenia do szpagatu, bo po prostu nie będzie efektów. To tak jakby obciąć dziennie 7% spożywanych kalorii i stawać na wagę w oczekiwaniu cudu.

    I zanim mi tu herezje zarzucą - po sesji kettlowej z grupą, rozciągam ich 15 minut na wybrane partie (które najwięcej pracowały) w celach lepszego przepływu krwi i tlenu. Nie po to, by po miesiącu robili pełen mostek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ok dziękuje za odpowiedź - oto mi chodziło :) Czyli reasumując należy rzadziej a dłużej, niż częściej a krócej :)

    Czyli wszystko sprowadza się do czasu poswieconego na streczing sesja 15 min na cale cialo nie ma sensu :) cos w tym jest i tu sie zgodze... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie nowy trening! Ale fajnie! XD A w temacie rozciągania, to zawsze uważałam się za jakiegoś zwapniałego ufoludka, skoro potrzebuję całych wieków na rozciągnięcie pojedynczej partii. Jakoś trafiałam na same elastyny w grupach... Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedynym drewniakiem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli jednak ciało dobrze reaguje na rozciąganie, rozumiem, że mogę zostać przy swoich sesjach co drugi dzień (oprócz tego robię co drugi dzień trening siłowy)?
    W ogóle cieszę się, że znalazłam tego bloga. Zwiększenie elastyczności było moim priorytetem od paru lat. Wszystko poprawiło się, gdy trafiłam na zajęciach na dobrą fizjoterapeutkę, oczywiście pracowała w klubie bardzo krótko, ale do dziś korzystam z jej porad. A wykryła ona u mnie w dodatku pokłady elastyczności - nieużywane po prostu przez stulecia :)
    Jedyną częścią ciała nie do ruszenia u siebie uważam jednak stopy - za nic w świecie nie udaje mi się ściągnąć choć trochę palców. Sądzisz, że powinnam się poddać (pierwszy raz w życiu) i zaakceptować geny/budowę ciała/cokolwiek to jest czy próbować dalej (staż świadomego stretchingu: 4 lata)?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeżeli Ci służy, nie widzę powodu by zmieniać. Co do stóp - szczerze mówiąc, nie wiem osochozi. Zdjecia na maila? :) an-ge@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, kiedy bedzie mozna sie spodziewac w sklepie nowego nakladu Stretching & Conditioning?

    OdpowiedzUsuń
  8. Mogę sprzedać bez opakowania ;) Bo coś urlop się owej firmie przedłuża...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy honorują Państwo karty Benefit?

Średnio kilka razy w miesiącu dostaję telefon z takim pytaniem. Przez pierwsze dwa lata odpowiadałam grzecznie, że "nie, nie honorujemy, ale pierwsze zajęcia oferujemy gratis i mamy świetną ofertę na...". Za każdym razem jednak dostawałam lekko arogancką i znudzoną odpowiedź "a to dziękuję", by nie powiedzieć, że drzwi jebiemnietoizmu waliły mnie w twarz . Przez drugi rok działalności mojego klubu IRON CHURCH , który kosztował i wciąż kosztuje mnie masę zdrowia, nerwów i pieniędzy* *czyli zupełnie jak mój kot , wdawałam się w polemikę typu "nie, nie *honorujemy*, gdyż nasi Instruktorzy PŁACĄ ciężkie pieniądze za oferowaną u nas wiedzę, zatem muszą je zarabiać". Zauważyłam jednak, że spotyka się to z kompletnym brakiem zrozumienia* *seriously, I'm shocked , jak gdybym po chamsku ODMAWIAŁA przyjęcia pieniędzy od firmy Benefit. Nie kwestionuję mojego chamstwa. Po co miałabym się niby tyle uśmiechać i ryzykować pomarszczeniem ryjka na późną starość w w

Jesteś brzydka, gruba i głupia?

Ćwicz z kettlami, a nie będziesz gruba! [wyimaginowane werble] Tak tak, ten żart mi się nigdy nie znudzi. Ale. Porozmawiajmy sobie o CELACH i REZULTATACH . Mój nowy challenge dotyczy podciągania się na drążku - zarówno w podchwycie jak i nachwycie. Chwilę walczyłam ze sobą, czy szpagat nie byłby bardziej szpanerski, ale.. nie ma różnicy dla mojego ego czy urośnie jeszcze bardziej. Na tym etapie praktykowania jebiemnietoizmu pewne rzeczy tracą na znaczeniu. Chociaż ostatnio przeczytana sentencja "Nie mam problemu ze swoim ciałem. Dopóki ktoś na nie nie patrzy." spłynęła na mnie niczym bliss. Przecież wszystko rozchodzi się o tych INNYCH ludzi. Możesz sobie wmawiać, że na jednoosobowej stacji kosmicznej komunikującej się z resztą świata raz na tydzień, codziennie wkładałabyś photoshopa na twarz, rezygnowała z czekoladowego budyniu, goliła nogi, malowała paznokcie czy kremowała swoje przeszczepy. Bitch, please. Skoro więc dążymy do własnych celów by "inni widzieli",

Kettle to nie fitness. Kettle to duma.

Sezon ogórkowy na blogu to problem remontu sali. Nowej. Zajebistej. Sali Centrum KB. Sali, która jest tak wypasiona, że musi mieć własną nazwę. Prawdopodobne jest również, iż przez pierwszy tydzień nie będzie można ludzi z stamtąd wygonić. Tym bardziej za skórę wchodzą mi pytania o moje bieganie. Jako iż więc w końcu presja społeczna mnie wypchnęła do lasu w sobotni wczesny poranek, opiszę tę przygodę. Jutro, kiedy ból mięśni nie pozwoli mi na cenzurę w żadnym znanym mi języku, może być prowokacyjnie notkę pisać. Żeby nie było iż pizda skończona ze mnie, mężnie zgodziłam się na 10km mojego pierwszego w życiu biegu . Prawdę mówiąc miałam spore nadzieje i szanse na to, że po 3cim kilometrze będę nieść Julkę na plecach z powrotem do bazy, gdyż biegła z nami z rozwaloną kostką. W podejrzanie dobrym humorze pozostałe Spartanki oznajmiły, iż właściwie to one tych lasów nie znają , ale co tam! BIEGNIEMY! sooo chicken like! 6 minut na kilometr, czyli bardzo kurze tempo, nie jest w stanie zmę